poniedziałek, 10 czerwca 2013

Minister do Polaków: Nie kupujcie tanich wędlin. To co mamy jeść?

fragmenty artykułu z 26.05.2012 : http://www.fakt.pl/Sprzedawcy-wciskaja-Polakom-wedliny-smieci-produkowane-z-najtanszych-odpadow-Przepisy-pozwalaja-na-sprzedaz-takiego-dziadostwa-Wedliny-sa-podlej-jakosci-Jaka-je,artykuly,159158,1.html


Minister do Polaków: Nie kupujcie tanich wędlin. To co mamy jeść?

Polska tonie w parszywej żywności, produkowanej z odpadów, faszerowanej trującą chemią, z fałszowanymi terminami ważności. Półki w sklepach uginają się od wędlin, mięsa i pasztetów, które tylko wyglądają jak prawdziwe. Bo naprawdę są robione ze śmieci. Jaką ma na to radę minister rolnictwa? Człowiek, który ma bronić nas przed zalewem paskudztwa? – Nie kupujcie tanich wędlin – mówi bezczelnie Marek Sawicki , który sam zgarnia co miesiąc ok. 14,5 tysiąca złotych.

 Kto jak kto, ale minister rolnictwa powinien wiedzieć, że Polacy nie kupują taniego jedzenia dlatego, że mają taki kaprys. Zarabiający 14,5 tys. złotych miesięcznie rządowy urzędnik pewnie nie zauważy różnicy w portfelu, gdy na kanapkę kupi szynkę parmeńską zamiast np. sopocką. Ale Polak, który zarabia 1,6 tys. złotych albo dostaje tysiąc złotych emerytury, nie ma zbyt dużego wyboru i kupuje tanią żywność. Ale ten Polak ma prawo wierzyć, że to, co kupuje w legalnym sklepie, to normalna wędlina, może z mniej smacznej część wołu czy świniaka, ale nie zmielone śmieci. Bo Polak ma prawo wierzyć, że odpowiednie państwowe służby dopuszczają do handlu tylko takie produkty, które spełniają normy. Bo Polak ma prawo wierzyć, że żyje w normalnym kraju.

Ale polski minister rolnictwa pytany przez dziennikarzy o fatalną jakość najtańszych wędlin zamiast natychmiast zlecić kontrole, wydać wojnę producentom śmieci, radzi Polakom... przerzucić się na droższe wędliny.(...)
(...) Urzędnicy tłumaczą się zmianą prawa po wejściu Polski do Unii Europejskiej – Dopóki Polska nie była w Unii, obowiązywały polskie ujednolicone normy. Określały one konkretnie, z czego ma być zrobiony dany produkt, np. parówka czy zwyczajna. Obecnie zakłady mogą mieć własną recepturę zatwierdzoną przez inspekcje weterynaryjną. Jej skład musi być przedstawiony na etykiecie (...)
To, co kiedyś było polędwicą, miało więc określony skład, dziś do nazwy polędwica wystarczy dopisać jeszcze jeden przymiotnik i można sprzedawać wędlinę najgorszej jakości. – Tylko certyfikowane wyroby mają określoną recepturę, według której muszą być produkowane tylko przez tego, kto posiada certyfikat – (...)
(...) minister Sawicki nie powinien zasłaniać się absurdalnymi przepisami, tylko dbać, by w sklepach nas nie oszukiwano. I żeby w parówce, nawet tej najtańszej, było choć trochę mięsa, a nie zmielone sierść i skóra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz